Nasz Wałbrzych - niezależny portal miejski

wtorek, 27-09-2022r., godz. 15:29 kalendarium»
imieniny: Damiana, Mirabeli, Wincentego prezent»
zobacz swój horoskop na dziś»
pogoda w serwisie Onet.pl»
Interesuje Cię reklama w portalu? Zadzwoń 513-356-714







2010-08-20 / 09:27

Jedno oko na Maroko cz.1

dodał: Bartek Mazur

Nareszcie przyszła pora na spisanie wspomnień z wyprawy do Maroka, która odbyła się w kwietniu 2010 roku. Zacząć należy od podziękowań dla twórców i użytkowników serwisu www.fly4free.pl dzięki, którym wyjazd odbył się, bo nie ukrywajmy, decydującym czynnikiem o wyborze tego kierunku były wyszukane przez nich promocje na linie Ryanair, podczas których za bilet każde z naszej czwórki zapłaciło 190 złotych w obie strony.





Ruszamy dzień po katastrofie samolotu pod Smoleńskiem, co nie wpływa dobrze na nastroje, w końcu czekają nas 4 loty w ciągu trzech tygodni. Na lotnisku w Gdańsku nastroje też raczej minorowe. Odprawiamy się z rana i około 13 lądujemy w Bergamo. Czeka nas 18 godzin przestoju, który staramy się zorganizować wycieczkami po mieście, centrum handlowym i spaniem na przebudowywanym akurat lotnisku. W małej restauracyjce w centrum Bergamo rozmontowujemy część swojego budżetu, ale za to klimat w takich rodzinnych przedsięwzięciach jest niepowtarzalny, właściciele traktują nas jak dobrych przyjaciół, jedzenie przyrządzane jest na naszych oczach i smakuje nawet dobrze.

* tip dla plecakowców: w centrum handlowym są skrzynki gdzie można zostawić swoje bagaże

Na lotnisku można spać tylko do momentu otwarcia pierwszej restauracji, potem po terenie chodzi ekipa z ochrony i budzi namiętnie wszystkich. Na szczęście jest to tuż przed naszym odlotem, więc pozostaje nam poranna toaleta, śniadanie na stojąco przed lotniskiem z resztek z kolacji i przepakowanie się.

* kolejny tip: zasada taniego podróżowania to przede wszystkim jak najmniej bagażu, my będąc we czwórkę przemieszczaliśmy się z czterema plecakami, których waga nie mogła przekraczać 10 kilogramów, nadbagaż i przedmioty, których nie można wnieść do kabiny pasażerskiej samolotu na czas lotu przekładaliśmy do torby, której koszt transportu rozkładaliśmy na 4, po lądowaniu następowało przepakowanie zawartości worka do plecaków, zwinięty w rulon worek był przyczepiany do jednego z nich i wygodnie można było ruszać w dalszą drogę.

Lądujemy w Tangerze, mieście które rywalizowało w Wrocławiem i koreańskim Josu o organizację EXPO 2012. Samo w sobie jest jednym wielkim placem budowy, dosłownie! Tyle co tam nie buduje się chyba w trzech czy czterech polskich województwach!!! Następuje nasz pierwszy kontakt z walutą (kurs jest sztywny, a marokańskich pieniędzy nie wolno wywozić poza granice kraju), pierwsza zamówiona taksówka z lotniska (nie kursują busy) i pierwsza jazda po marokańskich ulicach, gdzie nie obowiązują znaki, przepisy, a jedyną zasadą jest wydaje się "unikanie zderzenia", jak to powiedział nam niezwykle inteligenty i wyedukowany menedżer domu dywanów, z którym rozmawialiśmy na dachu jednego ze wczesnośredniowiecznych domów w Fezie. Ale po kolei.

Mocne przeżycie jakim jest jazda taksówką kończy się pod dworcem (przebije to tylko jazda po wąskich górskich drogach w Atlasie Wysokim), gdzie musimy czekać kilka godzin na pociąg. Na szczęście znajdujemy się nad samym morzem, więc idziemy się położyć na miejskiej plaży. Po drodze jemy kanapki z pierwszego napotkanego mini-bistro, których napotkamy jeszcze tysiące, popijamy marokańską herbatą z miętą, zwaną 'berber whisky', dojadamy omletem i naleśnikami w restauracyjce, których w całym kraju jest chyba kilkaset tysięcy. To mi się właśnie w tym kraju podoba, że pielęgnuje się drobną wytwórczość, drobną gastronomię i ogólnie pojętą inicjatywę. Czyli to co konsekwentnie w naszym kraju morduje się absurdalnymi przepisami i podwyższanymi podatkami. Ale to temat na inną historię.

Przezabawnie wygląda macdonalds usytuowany w wolno stojącym budynku zbudowanym w arabskim stylu. Tak jak w Polsce, omijamy przybytek kulinarnej nędzy z daleka. Sam dworzec jest piękny, czysty tak, że można jeść z podłogi, a polskie dworce lepiej pominąć milczeniem w obliczu takich perełek jakie można spotkać w Maroko.

Uciekamy z Tangeru (na opis miasta przyjdzie czas na koniec podróży) do Fezu - jednego z królewskich miast, gdzie znajdujemy nocleg na skraju medyny (arabskie stare miasto) z widokiem na kirkut (żydowski cmentarz, na którym podobno leży 20 tysięcy pogrzebanych osób). Pierwsza kąpiel od prawie trzech dni i wychodzimy na spacer po wąskich zatłoczonych obłożonych niezliczoną ilością straganów uliczkach. cdn.









co czytamy we wrześniu
1. Festiwalowe lato
2. Foto: Rozpoczęcie lata na...
3. Sprawy romskie
4. Stare zdjęcia: Biały Kami...
5. Gmina Głuszyca - główne i...

walbrzych.info
redakcja    reklama    logo, banery    regulamin    zgłoś błąd

Copyright © 2003-2022 walbrzych.info