Sezon grzybowy oficjalnie otwarty od wczoraj, skoro ja nazbierałem wiaderko podgrzybków (takie średnie w godzinę) można powiedzieć, że grzyby są i jak się wie gdzie szukać, nie wyjdzie się z lasu z pustymi rękoma.
Wczoraj wybraliśmy się na grzybobranie we czterech, co prawda moi kompani nie mieli tyle szczęścia i we trzech nazbierali chyba tyle co ja sam. Ale cóż, nieskromnie powiem, że w grzybowe szranki mogą stawać ze mną jedynie nieliczni, bo w cuglach wygrywam raczej wszelkie grzybowe zawody.
Wczoraj zaczęło się mrocznie dla mnie, bo mimo że zaraz po wejściu do lasu znalazłem dwa podgrzybki zaraz przy drodze to jednak po 10 minutach więcej zdobyczy miał Bobek, a nawet Jurek, który do grzybowych zapaleńców nie należy i na wyprawy udaje się z rzadka. W swoim stylu zrobiłem zwroty, odbiłem od reszty towarzystwa i po wkroczeniu w zryte przez dziki stanowiska pod świerkami rozpocząłem "grzybokosy". Średniej wielkości wiaderko uzbierałem w godzinę, resztę wkładałem do podarowanej mi przez spotkaną parę reklamówki. Znalazło się w niej miejsce na jakieś dwadzieścia prawdziwków.
Zabaniaczył dzień wcześniej inny z grzybiarzy Krzysztof S. i z nami nie pojechał, ale wybrał się na Podgórze z ojcem i tam znalazł piękny okaz podgrzybka który prezentujemy na zdjęciu. Ważył ponad kilogram. Przed nami kolejne wyprawy i jeśli będą jakieś spektakularne sukcesy, na pewno będziemy o tym informować.